Gdyby bohaterów filmów Pixara eksportować do kina fabularnego, ich samotne bytowanie w nieprzyjaznym świecie wpędziłoby nas w tygodniową depresję. Lecz reżyserzy z tego studia, wzorem ojców chrzestnych z Disneya, uczą, że wszystko można zmienić – i siebie, i świat. Ciekawe, że moment premiery "Odlotu" na DVD zbiega się z kinową reanimacją "Toy Story". Minęło piętnaście lat, technika komputerowa ruszyła z kopyta, ale pewne rzeczy się nie zmieniły. Obydwie historie łączy ten sam temat: starości równoznacznej ze społecznym wykluczeniem. Ich bohaterowie się buntują. Kowboj-zabawka, Chudy, przeprowadza nieudaną akcję usunięcia nowszego, lepszego i młodszego rywala, a stetryczały, 78-letni Carl Fredricksen z "Odlotu" przymocowuje do komina swojego domu tysiące balonów i odfruwa do Ameryki Południowej. To desperackie gesty, które same w sobie nic nie znaczą. Niezbędną wagę nadaje im dopiero przyjaźń. Pierwszego z bohaterów rozgrzesza, drugiego uwzniośla.
Przyjaźń jest w świecie Pixara najwyższym dobrem, bez niej zmiany nie są możliwe. Gdy niezauważalnie przekształca się w miłość, jej ocalająca siła okazuje się niepowstrzymana. Pamięć o zmarłej żonie nie pozwala Fredricksenowi oddychać pełną piersią, ale przecież nic straconego. Dla twórców równie ważna jest wola, a zgrzybiały dziadek znajdzie w końcu wolę, by przekierować swoje uczucia na pierdołowatego harcerza, który przez przypadek stał się jego towarzyszem doli i niedoli. Jaką rolę w tym wszystkim odegra armia gadających psów, wykręcony ptaszor dodo i zaginiony podróżnik, któremu deficyt przyjaźni poprzestawiał klepki w głowie? Sprawdźcie sami, tym razem autorzy postawili na dynamiczną, "nowoprzygodową" akcję, która przyciągnie przed telewizory zarówno rodziców, jak i ich pociechy. Z tego samego powodu (w końcu dzieci nie mam, ale pierwszą "ćwiartkę" na karku owszem) ustawiam "Odlot" nieco niżej niż jego arcydzielnego poprzednika "Wall-E-ego". Być może "nieobecność starości" jest na chwilę obecną ważniejszym aspektem naszej kultury niż "tożsamość maszyny", jednak estetyczna bezkompromisowość przygód zakochanej śmieciarki uczyniła z "Wall-E-ego" utwór przełomowy nie tylko dla kina animowanego. Do dziś mam nadzieję, że ktoś napisze jednoaktówkę na podstawie zebrania w siedzibie firmy. "A ten film będzie o takim śmiesznym robociku, który sprząta i nic nie mówi. I potem przylatuje do niego drugi śmieszny robocik. Wygląda jak iPod. I zgadnijcie, co? I razem nic nie mówią! Dzieciaki będą zachwycone!"
"Wall-E" zachwycił głównie dorosłych. Wypełniony atrakcjami "Odlot" zadowoli wszystkich. Dla kina familijnego taki rozstrzał odbiorczy to przecież największa ze cnót.
Na płytach DVD i Blu-ray sporo ciekawych dodatków, min. reportaże z produkcji, wywiady z twórcami i alternatywne zakończenia. Doskonałe uzupełnienie świetnego filmu.
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu